Gryzą nas wątpliwości, ja ich zanadto nie lubię.
Ten podły ciężar w piersi rozbija miłość.
A na razie siedzimy i tęsknimy, skomlimy u zatrzaśniętych drzwi,
Bije to w nas jak popadnie - raz w oko, raz w brew.
Ech, ci sprytniejsi już dawno laskę położyli na wszystko,
Nalepiwszy miękki światek szybko na przywykłe do ich ciał kości.
Tylko śmieją się z nas, pogrążonych w głupich namiętnościach,
Oni już dawno nie dbają o cokolwiek, co twoje i moje.
Dostałem tę rolę, trafił mi się szczęśliwy los. (x2)
Wypytujemy ojców, lecz od wymuskanych zdań nie jest lepiej,
Nie zbierze się i na cząstkową odpowiedź z używanych fraz.
Ich trudna młodość przeszła z dala od rzeczy,
Tych, które tak bardzo przepełniły nas.
I kiedy nam się zachciewa tak głośno i długo krzyczeć,
Cała nasza ogromna ojczyzna prosi, by milczeć.
I tak często, nie wierząc już w zgnębionych bogów,
Synowie przepijają nagrody przykładnych ojców.
W zamieszaniu następuje noc całkiem samotna,
Przychodzą myśli o trzecim końcu i już nie chce się spać.
Lecz następnego wieczora przyprowadzamy tę, która nie chciała,
I po cichu spełzając z łóżka, wojna się oddala.
ref. (x2)
Efemeryczne szczęście napełniło miodem powietrze,
Sławimy radość wielkiego dzieła, niepojętego w sensie swym.
Sławimy radość zwycięstw, z najmniejszego powodu jest bankiet,
I lepiej już nie myśleć, co jutro przyjdzie po nim.
Niezliczone marzenia, żegnając się, jedno po drugim,
Ulatują na zawsze, opuściwszy jeszcze jednego.
On leży i gnije, coś żółtego toczy mu się z ust,
A to po prostu niespożytkowana ślinka.
Słodycz karmiła ciało, lecz ten czas szybko minął,
Zbliżył się niewidzialnie do linii, gdzie wszystko rwie się w mig.
I w zamglonych oczach obróconych na początki dróg
Zastygł i pozostał na wieki niezrodzony krzyk.
ref. (x2)
Mnie wypadł1...
1. kwestia z refrenu - tam w innym nieco kontekście tłumaczona jako "trafił mi się"