Listonosz przynosi twoje wołanie: „Jestem samotny.
Czuję się jak ostatni liść na listopadowym drzewie.
Jestem nikim. Pomóż mi.
Jutro ja napiszę do ciebie,
że kazano mi zmienić pracę,
że przed zaśnięciem mam myśleć o czymś przyjemnym.
A tymczasem ja
myślę o gwiazdach,
o niewidzialnych planetach,
które kręcą się w granatowym milczeniu próżni,
i o nieustępliwym czasie,
który kładzie kres wszelkim marzeniom”.
Ty, która będziesz mną za 60 lat,
gdy odejdę stąd,
czy twój świat będzie wciąż
taki sam, jak mój świat?
Czy ty zrozumiesz mnie, gdy usłyszysz, że
nienazwany lęk
jak zły sen budzi mnie?
Pytam co noc, kto stworzył świat
i setki gwiazd na niebie, po co?
Wołam, wołam przez mrok,
usłyszy może mnie i da mi znak.
Ty, który będziesz żył za 800 lat,
będziesz miał swój dom
tu, gdzie ja mam swój kąt.
Pod parasolem z gwiazd w letnią noc będziesz stał,
czy i ty
tak, jak my,
będziesz sam?
Wołaj, wołaj wciąż,
sygnały ślij co noc, zaśpiewy.
Odchodzi ktoś i dowiesz się,
jak wielka jest samotność.
Wołaj, wołaj…
Wołaj, wołaj…