Miałeś być złotym snem, a płoniesz sam.
„Się masz?” – mi rzucasz w drzwiach i zrywasz płaszcz.
Znikasz na kilka dni, wracasz,
z oknem rozmawiasz wściekle zły,
ktoś dumny jak ty, śmieszny jak ty,
tam tkwi.
Miałeś być Bruce'em Lee, obrusem z lip,
serce masz większe niż trzos, gdy zaczniesz pić,
lubisz przyjmować swe pozy,
gubisz się w nich i kochasz w nich,
kto inny by zmiękł, tylko nie lew,
nie ty.
Wiem, że jesteś lwem, i dlatego ci z drogi schodzę.
Wiem, że jesteś lwem, górą ognia pod cienkim lodem.
Wiem, że jesteś lwem, i wiem także, że król jest nagi.
Wiem, że jesteś lwem, i choć gwiazdy zakpiły z ciebie,
masz na królewskim niebie
mnie.
Miałeś być moim lwem, a bojisz się żyć.
Klocki przestawiasz, gdy nie widzi cię nikt.
Palisz horoskop i wierzysz,
pytasz, kto jeszcze ma ten znak,
czy żyje jak ty, czuje jak ty,
co wart.
Wiem, że jesteś lwem, i dlatego ci z drogi schodzę.
Wiem, że jesteś lwem, górą ognia pod cienkim lodem.
Wiem, że jesteś lwem, i wiem także, że król jest nagi.
Wiem, że jesteś lwem, i choć gwiazdy zakpiły z ciebie,
masz na królewskim niebie…
Wiem, że jesteś lwem, i dlatego ci z drogi schodzę.
Wiem, że jesteś lwem, górą ognia pod cienkim lodem.
Wiem, że jesteś lwem, i wiem także, że król jest nagi.
Wiem, że jesteś lwem, i choć gwiazdy zakpiły z ciebie,
masz na królewskim niebie
mnie.