Jej oczy, tak smutne; jej ciemne, uśmiechnięte oczy
Jej oczy, tak smutne, kiedy się to zaczęło
W noc równie bezszelestną, jak ta
Na mojej brwi najdelikatniejszy pocałunek
Szedłem sam
A wszędzie wokół powietrze mówiło:
Moja pani wkrótce przejdzie tą drogą
Znaną w smutku
Biała królowa idzie
A noc blednie
Gwiazdy miłowania w jej włosach
Potrzeba nieusłyszana, błaganie jednym słowem
Jej oczy, takie smutne, [że] nie potrafi dostrzec
Jak się miewałeś, co widziałeś
Matko zielonej wierzby
Wezwałem jej imienia
I pozostałem pod oknem
Kochałem [odgłos] jej kroków
A kiedy nadeszła
Biała królowo, jakże moje serce bolało
A moje wargi były tak suche, że nie zdołały wymówić żadnego słowa
Zatem wciąż czekam
Moja bogini, usłysz mój najciemniejszy lęk
Odzywam się zbyt późno
Czekam na wieki
Drodzy przyjaciele, żegnajcie
Nie ma łez w moich oczach
Jakie to smutne, że skończyło się to tak, jak zaczęło
[lub: kiedy się zaczęło itp.]