W ceglanych domach niewysokich
Z nalotem lekkiego upadku
Zagadkowo świecą się okna,
Donoszą się niewyraźne dźwięki.
I zdaje się czemuś,
Że tam jest weselej i cieplej,
Że tam prawdziwi ludzie,
Życzliwiej i bliżej.
Pociągają nieodparcie,
Paraliżują wolę.
Przejść niemożliwie obok,
Wszystko wyszło spod kontroli.
Połyskują witryny i stojaki,
Tam mumie na obrazkach.
Biec od ich w second handy
I na pchli targi.
W krętych zaułkach
Włóczyć się, wybierać, dotykając,
Świeczniki i skrzynki,
I korale stuletnich piękności.
Pociągają nieodparcie,
Paraliżują wolę.
Przejść niemożliwie obok,
Wszystko wyszło spod kontroli.
Nie chce się gestów efekciarskich,
Komfortu czy prestiżu,
A szczerych stosunków,
Niechaj wrażliwiej, lecz bliżej.
Z dusznego ciepłego miejsca
Ciągną za nogi i ręce
Te, kto z tej samej mąki,
Krewni, przyjaciele, przyjaciółki.
Pociągają nieodparcie,
Paraliżują wolę.
Przejść niemożliwie obok,
Wszystko wyszło spod kontroli.