Uklęknięcie; erekcja w kościele.
Sutanna; całun pożarty przez mole.
Tajemnicza cisza. Święte tajemnice
pokrywają się kurzem, kłują w oczy.
Nieostrożny chichot po spowiedzi.
Modlitwa dziękczynna; udawana trwoga,
ukryte twarze... Łaska to tylko nazwa własna,
tak jak Cnota, jak Lucyfer, jak moje imię.
Zabrałaś mnie na drugą stronę witrażu,
zatopiłaś w obrazie, w kadzidle, w kościelnym chórze
i powolnej ekstazie.
Przytuliłbym cię, gdybym tylko znał twe imię…
Moje mroczne modlitwy nawiedzają ten cichy zakątek,
lodowata statua zachwyca swą boskością.
Nieprzytomne oczy,
otwarte usta,
a w nich rana zadana przez naszą miłość -
Kłamstwo.
Pogodziłaś się ze mną, dałaś mi dowody istnienia
świętych i mszałów, wigilii i
świętych męczenników.
Mógłbym cię przytulić i przejść na zawsze
na drugą stronę drzwi.
Mógłbym cię przytulić, ale to by było
tylko jeszcze jedno kłamstwo.