Ucichł ostatni akord, zgaśli reflektory
I stoję pośrodku opustoszonej sali...
Niby rzeka bez brzegów —
Wzruszenie, radość i lęk.
I zdaje mi się, że coś jeszcze nie powiedziałam...
Coś jeszcze nie powiedziałam...
Jak dużo musi wmieścić
W sobie krótka odpowiedź.
Jak mało może powiedzieć
Skąpe słowo „dziękuję”
O tym impulsie miłości,
O tym drżącym świetle
O tym, że wasze oczy
Są tak niezmiernie piękne...
Tak natchniono piękne...
W moim sercu, jak w ranie
Ugrzęzną odłamki bezradnych fraz i słów, że bezsilne
Jak zdradziecki łzy zdławiły mi gardło
A mi chce się krzyknąć:
„Jak jesteście piękne! Ludzie, jak jesteście piękne”!
Niech każdy impuls ciepła,
Niech każdy impuls miłości,
Odbity podwójnie do was wróci z powrotem.
Niech to drżące światło
Sobą wypełniwszy cały świat
Pocieszy i uzdrowi, pomnożone wielokrotnie.
I nawet w strasznym nieszczęściu
I w najsmutniejszej godzinie
Niech was nie zostawią światłe siły.
Żeby nie złamaliście się
Nie sczerstwiały
Żeby pamiętaliście, jak jesteście piękne!
Ludzie, jak jesteście piękne!
Moje rany do ornamentu,
Moja pamięć w poparzeniach,
Nie urodzone rymy płoną i pulsują.
W oparzonej krtani
Są tylko spazmy i poszept
A mi chce się krzyknąć:
„Jak jesteście piękne! Ludzie, jak jesteście piękne”!
Ucichł ostatni akord, zgaśli reflektory
I stoję pośrodku opustoszonej sali...
Niby rzeka bez brzegów —
Wzruszenie, radość i lęk.
I zdaje mi się, że coś jeszcze nie powiedziałam...
Coś ważne nie powiedziałam...