Czy wciąż znaczy to cokolwiek
Gdy zbyt zmęczony jestem, by walczyć
Nie kontroluje już tego
Zostawiłaś mnie samego
A ja, oczywiście, bardzo się bałem
Moja ostatnia iskra nadziei
Miała być widzialna, bardzo tego chciałem
Zapomniałem nawet oddychać
Bo seks, przemoc, muzyka
Były chwilami najpiękniejszymi ze wszystkich przeżytych
Od kiedy sprzedałem duszę
By egzystować, a nie żyć
Fajnie się to ogląda z daleka, nie?
Gdy żyję teraz dzięki impulsom
Sterowanym na pilota
Przecież zawsze odmawiałem
Ale nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Naszym dzisiejszym gościem jest Jezus
Który jebie here w żyły
Pijąc ze szkalanki
Zmienia wodę w wino
Opowiada o swojej broni
Wakacjach w San Tropex
O dawaniu sobie szansy
Jego nowym Z3
W świecie dla idiotów
Stoi w pierwszym szeregu
Mówi z niego do kamery
O tym, jak zmienił płeć
Lub o czymś innym zupełnie
Czymś równie prywatnym
O wszystkich, których kocha
O wszystkich, którym tylko obciągał
A przecież zawsze odmawiał
Ale nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał
Nikt, nikt, nikt, nie nie słuchał