Komnata z oknami na plac.
Flagi poszarpane wiatrem.
Kobieta w oknach naprzeciw
Spala niezniszczalne listy,
A ponad jej głową wisi
Sankt-petersburskie niebo.
Schody z dziesięcioma przęsłami.
Każde pamiętane do bólu.
W tramwaju jest pełno ludzi,
Ale nie czuję łokci.
Ja jadę w pochmurny kraj,
W sankt-petersburskie niebo.
Daj chociaż trochę swobody
Ptakom zranionym w celowniku.
Już nigdzie nie polecą,
Jeśli ty runiesz na miasto...
Witaj, mój jesienny placu;
Chociaż me piętro nie najwyższe -
Wkrótce znów będę z tobą,
Moje sankt-petersburskie niebo.