Sztorm się rozigrał het od wybrzeży, żaglowiec Narcyz na burcie leży,
sterczą trzy maszty jak kurze grzędy, ktoś woła: ciąć je, rąbać w te pędy!
Cieśla toporem już zamach bierze,
wtem rzekł kapitan: odradzam szczerze, możesz żelastwem tym mieszać w zupie, ale maszciki - po moim trupie.
Miał intuicję, farta czy rację?
Z diabłem czy świętym wszedł w kolegację? Dość że choć z życiem już się żegnali, podniósł się Narcyz i popłynął dalej.
Puszcza parowiec dymek z komina, dwustu Chińczyków w ładowni kima.
I tylko mewy krążą jak sępy śmiejąc się: aż ten kapitan tępy –
– barometr spada, będzie się działo, ten rozkazuje: naprzód, a śmiało!
Źle w księgach radzą omijać sztormy, trochę pobuja, wróci do normy.
Miał intuicję, farta czy rację?
z diabłem czy świętym wszedł w kolegację?
Choć przetrzepało ich tajfunisko,
do portu dotarło stworzenie wszystko.
Cisza na morzu jak na spowiedzi, cała załoga w malarii bredzi, pierwszy oficer mruczy od rana: To klątwa trupa ex-kapitana –
– chce nas wystraszyć, wziąć życia młode i na balecik ściągnąć pod wodę....
Słyszysz, dziadygo? Drę z ciebie łacha! I się roześmiał dzikim u-ha-ha.
Miał intuicję, farta czy rację?
z diabłem czy świętym wszedł w kolegację? W niebieskiej pustce ruch wszczął się nagle świeży zefirek wypełnił żagle.
Falują zboża na Ukrainie,
struga rubelków od wuja płynie. To do Marsylii, to do Bangkoku,
to w australijskim błyśnie gdzieś mroku.
Siostrzeniec Józio bardzo się trudzi
by morski fach zdobyć i wyjść na ludzi: tu przemytniczy zwietrzy biznesik,
tu w kawalerski wdepnie ekscesik.
Wuj w listach gdera, prawi morały, ale wyciąga z każdej kabały.
To inwestycja w długim okresie,
kiedyś na pewno frukta przyniesie.
Miał intuicję, farta czy rację?
z diabłem czy świętym wszedł w kolegację? Od dywidendy aż pęka głowa –
żegluje kapitan po morzach słowa.