Wiedziałem gdzie byłaś,
skąd niegdyś przybyłaś.
I kiedyś Twoja historia była również moją.
Jak muzyka, którą się tylko słyszy,
gdy mówi się tym samym językiem,
gdy dzieli się wszystkie tajemnice,
te duże jak i te małe.
I ukradłem coś co i tak chciałaś mi dać,
próbowałem kochać to, co wziąłem,
lecz uczciwość, szacunek, miłość właśnie umarły.
I ukradłem coś, co byłaś gotowa mi dać.
Przebaczyłaś mi, ja nie mogłem spojrzeć
Ci w oczy, wybacz kochanie,
niedługo znów to zrobię.
Wiem, jaką obierasz drogę,
kiedy jesteś sama w swoim łóżku.
I wracamy znów, i znów.
Jak książka, którą się tylko pisze,
kiedy zmarnowało się każde słowo
na bezsensowne oczywistości, bezsensowne, bezsensowne.
I ukradłem coś co mimo wszystko chciałaś mi dać,
próbowałem kochać to, co wziąłem,
lecz uczciwość, szacunek, miłość właśnie umarły.
I ukradłem coś, co byłaś gotowa mi dać.
Przebaczyłaś mi, nie mogłem spojrzeć
Ci w oczy, wybacz kochanie,
niedługo znów to zrobię.
I ukradłem coś co mimo wszystko chciałaś mi dać,
próbowałem kochać to, co wziąłem,
lecz uczciwość, szacunek, miłość właśnie umarły.
I ukradłem coś, co byłaś gotowa mi dać.
Przebaczyłaś mi, nie mogłem spojrzeć
Ci w oczy, wybacz kochanie,
niedługo znów to zrobię.