I znowu wezwę cię,
wysłucham wersji twej.
Ach, lepiej, lepiej przyznaj się,
ach, lepiej, lepiej przyznaj się,
wyznaj mi winy swe.
Kieruję lampę w oczy twe
i widzę strach.
I dalej przesłuchuję cię,
to samo słyszę setny raz.
W ciemnościach kryję swoją twarz
ciągle,
byś nie ujrzała, co tam w oczach mam,
co w oczach mam
na dnie.
Jeżeli się przyznasz,
pozwolę ci na sen.
Dziś znowu torturuję cię
i robię to, płacząc.
Nie, nigdy nie myślałem, że
tak wiele za to będę płacił.
Zemdloną unosiłem cię,
niosłem cię, niosłem cię, niosłem cię, niosłem cię
w górę.
Krwawiącą pocałuję cię, czuję cię
w bólu…
Protokół spisałem:
postępów w sprawie brak,
nowych faktów brak,
nowych faktów brak.
Znów strażnik przyprowadził cię
i oddał w moje ręce.
Już nie potrafię ukryć się
i szeptu: „Kocham ciebie”.
Amnestia nie obejmie mnie,
nie, nie obejmie mnie,
nie, nie obejmie mnie
nigdy
tak, jak ja obejmuję cię
i jak całuję cię
winny.
Przyznaję się do winy:
naprawdę kocham cię.
Aresztujcie mnie!
Kocham cię.
Aresztujcie mnie…
Nie ją – mnie!
Przyznaję się do winy:
naprawdę kocham cię.
Aresztujcie mnie!
Kocham cię.
Aresztujcie mnie!
Kocham cię.
Aresztujcie mnie,
nie ją…
Kocham cię.
Aresztujcie mnie,
nie ją…