Kto to - kim są cienie za rogiem
To my - my w tym nocnym mieście
Już nie naczelne, jeszcze nie bogowie
Skrzepy molekuł, jedni z wielu
Do diabła z tym, co umarło już skończone
Chodźmy, odrzuć wszystko, co niepotrzebne
Niedosiężni, lekko idziemy, słuchamy, nic nie mówimy
Podnoszą się, gładko szybując w dół
Rozpadając się na wiele drobnych iskier
Sylwetki głosicieli szczęść prostych
Poprzez zakazy, domy, mosty i przewody
To miasto płonęło wiele razy ogniem,
Przepływało obok nas, drażniło ciemnością
Chaosem linii, ogni nad wodą, czy jest coś piękniejszego?
To nie czas, by nudząc się wegetować, teraz nasza kolej by płonąć
Lekkie chmury, lecz my, lżejsi od nich,
Wdzięcznie odchodzimy w lewo i do góry ...
Dryfujemy, rozkoszując się każdą chwilą
Z prądem, bez celu i kierunku
Wszystko miesza się w nieczytelne jasne plamy
Piękno nie zawsze jest jasne, zrozumiałe ...
Ktoś zwraca się do nas, bez powodu niegrzeczny
Na nas ostrzy jadowite kły
Ukrywa głęboki żal już od dawna
Ale od nas jest to tak odległe
Wszystko to bzdura, nie złość się na miraże:
"Na razie" powiedz grawitacji
Nie ma takich rąk, które by nas z Ziemi mogły dosięgnąć
Podnoszą się, gładko szybując w dół
Rozpadając się na wiele drobnych iskier
Sylwetki głosicieli szczęść prostych
Poprzez zakazy, domy, mosty i przewody
Dryfujemy, rozkoszując się każdą chwilą
Z prądem, bez celu i kierunku
Wszystko miesza się w nieczytelne jasne plamy
Piękno nie zawsze jest jasne, nie zawsze zrozumiałe ...