Daj, Panie, co dzień promyk słońca i pozwól śpiewać nową pieśń.
Ach, nie jest przecież moją winą, że kocham życie aż do łez.
Bo kochać życie nie jest grzechem i nie jest zdradą Twoich praw.
Więc daj mi, Panie, trochę szczęścia i obym zdrowym był, to spraw.
Ja nic od życia prawie nie chcę i nie wymagam dużo zbyt.
Jedynie nie chcę, by katuszą była mi bieda, głód i wstyd.
Ja nie mam marzeń ponad miarę, ja nie wyciągam po nic rąk.
Chcę co dzień znaleźć złoty promyk, no i przyjaciół wierny krąg.
Pozwól mi, Panie, zostać sobą, żebym nie musiał kogoś grać.
No i nie uczyń mnie żebrakiem, którego na nic nie jest stać.
Nie proszę Cię o rzeczy drobne, z drobnymi radę sobie dam.
Tylko nie pozwól, dobry Panie, żebym na świecie został sam.
Ja nic od życia prawie nie chcę i nie wymagam dużo zbyt.
Jedynie nie chcę, by katuszą była mi bieda, głód i wstyd.
Ja nie mam marzeń ponad miarę, ja nie wyciągam po nic rąk.
Chcę co dzień znaleźć złoty promyk, no i przyjaciół wierny krąg.
Jeżeli musisz mnie ukarać, rozumu nie zabieraj mi.
Już lepiej każ mnie kołem łamać i na noc wyrzuć mnie za drzwi.
Nikomu krzywdy nie zrobiłem, jedynie sobie, tak, to fakt.
Lecz jeśli nawet podle żyłem, to żałowałem tego w snach.
Ja nic od życia prawie nie chcę i nie wymagam dużo zbyt.
Jedynie nie chcę, by katuszą była mi bieda, głód i wstyd.
Ja nie mam marzeń ponad miarę, ja nie wyciągam po nic rąk.
Chcę co dzień znaleźć złoty promyk, no i przyjaciół wierny krąg.