Słyszysz, ja znowu żyję,
Morzem dyszę u okna,
Kręci się, wierci się kula niebieska,
Kręci się, wierci się nad głową,
Jak kosmonauta na zimnym księżycu
Czekam, żeby zadzwoniła do mnie,
Na przekór zwycięskiej zimie
Wkrótce nas znajdzie wiosna.
Czas, idę za tobą,
Czas, jestem dobę bez snu,
Kręci się, wierci się kula niebieska,
Biegając, padając nad głową,
Jak nurek, ciężko dysząc na dnie,
Wierzę, że pamięta i kocha ona,
Czekam, jak „łosoś naturalny” w winie,
Że otworzy mnie wiosna.
Góry martwią się - „raz”,
Skały dziurawią przybój,
Kręci się, wierci się kula niebieska,
Tańcząc i padając nad głową,
Ja w okrążeniu metanowych oczu,
W kopalni piszę młotkiem na ścianie,
Czekam od ciebie tylko nielicznych fraz,
Że ty dopełzniesz do mnie.
Wieczność – nad chodnikiem,
Rano prawie nie widoczna,
Kręci się, wierci się kula niebieska,
Kręci się, wierci się, chcąc upaść,
Jak muzyk, którego kariera się spiła,
Wierzę, że da inspirację ona,
Ta, co posiada ogromną władzę,
Niesprzedana wiosna.
Miasto, ściana na ścianie,
Goły – po gardło w zimie,
Wasia i Klawa smucą się u okna,
A kosmonauta zamarzał na Lunie...
Młodszy sierżant nie powrócił z wojny...
W kopalni górnik udusił się w ogniu...
Młody nurek nie wypłynął z głębin...
Stracone sny wiosny…