Gdy wzrok kieruję w niebo to widzę twoją twarz
Z księżyca na mnie patrzysz, ogrzewa mnie twój blask
Wspominam to co było, tata, ja i ty
Dlaczego chciałby z inną teraz być, po tobie pamięć zmyć?
Wspominam jedną z baśni Changają była w niej
Swą miłość zostawiła i w niebo wzbiła się
Tam czekać będzie zawsze więc tata mógłby też
Czy gdyby baśń prawdziwa była to chciałby wierzyć w nią
Wznieść się chcę Changaja cię słyszy chyba
Wzlecieć chcę patrzysz na mnie i mnie wzywasz
Widzisz to co ukryte jest
Czy dociera mój na księżyc głos?
Wznieść się chcę chcę mieć skrzydła co uniosą w niebo mnie
W miejsce gdzie odnajdę dowód
Księżyc coś musi w sobie kryć
By tam dotrzeć sposób musi być
Mieć rakietę i się wzbić
W kosmos lot
Ja zrobię to dla swej rodziny
Może tak przekonam ojca by pamięci wierny był
Znajdę gdzieś ten dowód
Wiem już czuję w sercu swym
Czas na czyn
Jak mam to zrobić? Jak w temat się wgryźć?
Nie chcę stać w miejscu bezczynnie tak tkwić!
Chcę mieć rakietę i wreszcie się wzbić
I mknąć do celu!
Wzlecieć chcę! Changa już do ciebie lecę!
Wzbić się chcę i przekonać jakoś tatę
Wzniosę się grawitacji wbrew
Hej Changaja blisko jestem tu
Chce w rakiecie wzbić się już