Sześćdziesiąt prawie jestem lat farmerem,
Powodzi, susz, pożarów znałem wiele,
A interioru pył mej pracy świadkiem był,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.
Poznałem żonę mając ze dwudziestkę,
Umarła przy porodzie pod trzydziestkę,
Lekarza – niech to szlag! – nie było wezwać jak,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.
Została mi samemu trójka dzieci
I farma, co to nad nią tylko świeci,
Musiałem się natrudzić, by z nich porobić ludzi,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.
Wnet córka chciała za mąż iść na swoje,
Zaś synów mi zabrała w Birmie kolej,
Więc uprawiałem sam tę ziemię, co ją mam,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.
Miastowi dzisiaj śmieją się z nas skrycie,
„Przy tych dopłatach” – mówią – „to jest życie!”
A nie wie taki ćwok, co to jest suchy rok,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.
Sześćdziesiąt prawie jestem lat farmerem,
Powodzi, susz, pożarów znałem wiele,
A interioru pył mej pracy świadkiem był,
Lecz szkoda na to słów, dziś mam już spokój.