Od rozbitej miłości na oknie
Zamarzają kryształowe żyły.
Ty wyglądasz jak wiosna na wojnie,
Jak szekspirowska śmierć od zdrady.
Na psach latasz po Moskwie,
Na żelaznych wilkach do Garbuszki,
Na duszy sto kolczyków, dwa tatuaże,
A do tego kożuszek podlotki.
Witaj, Noc-Ludmiła,
Gdzie ciebie nosiło, gdzie ty się włóczyłaś,
Ja bym cię zabiła! Twoja mać, Ludmiła,
Ja ciebie karmiłam, ja cię wychowałam, gdzie ciebie nosiło?!
O świcie wiatr gasi rozmowy.
Złote warkocze, młode, bose.
O świcie to szczęście zrzucić sukienkę.
Malowane bransoletki na nadgarstku ręki.
Łącząc w sobie Lolitę z Joanną d’Arc,
Ty zmiatasz podaną kolację.
Na ławeczkach walczy park,
Ale tobie stary proporzec niepotrzebny.
Ty marzysz by dostać główną rolę,
Na marny koniec biednej Lisy.
Dla ciebie – albo odlot, albo ból,
I nocami chodzisz po gzymsach.
Witaj Noc-Ludmiła...
O świcie wiatr...
W domu nudno, jak w starczym śnie,
Chociaż tata od tygodnia nie pijany.
Komponujesz list, jak Tatiana,
W klatce schodowej na brudnej ścianie.
I w marzeniach, by dostać gwiazdę z nieba,
Wyznaczasz spotkanie na dachu.
Na piersi pięć kolczyków, dwa tatuaże...
Może on w końcu choć słowo odpisze?
Witaj, Noc-Ludmiła...