Patrzysz na mnie
Powietrze tym strzeżone
I pęka wszystko w szwach
I nie wiem czy jestem w Lizbonie
Czy Tokio to, czy Berlin?
I nie patrzże na mnie tak
Bo twe spojrzenie jak opium
Ma rozbić nam równonoc
W sypniętych szczyptach sezamu
Jeśli to los
Odstawiłam sezam na bok
Pójdę sobie z rozmarynem
A ty patrz zawsze na mnie
Tak jak rozmarynu pęczki
Przyciągają twoje oczy
To ja nie mam z tego nic
Czy jest ktoś, kto pech mój złamie
Bo ja nie odpowiadam za mnie
Jestem już jak do wymiany
Złem za dobro, dobrem za zło
Jeśli to los
To nie jest normalny los
Wymiana za dobro złem i dobrem za zło
To nie jest normalny los
Idę w miejsca
Nigdy wcześniej nie zwiedzane
Na które uważać trzeba
Ponieważ kompasu nie ma
A tasujecie tam zmysłami
Gdy chodzimy z woli Bożej
Bez strażników naszych oczu
Idę polegać na słuchu
A nic nie będzie stracone
Jeśli to los
Idę żalić się obrazowi
Zbudzona przy dźwięku szarości
Którego nie wyolbrzymiam
Tam w środku tam we mgle
Chcę widzieć twe spojrzenie
Co nie może być ostatnie
Jak coś, co było luźne
Co powrotu mieć nie może
//: Jestem już jak do wymiany
Złem za dobro, dobrem za zło
Jeśli to los
To nie jest normalny los
Wymiana za dobro złem i dobrem za zło
To nie jest normalny los://
Jeśli to los
Jeśli to los
To nie jest normalny los