Przejrzysty niezgrabny olbrzym
Chwieje się, jak gdyby chory jest
I zbiera z głębi morza
Księżycem tam rozsypany ogień
Jest rozerwana bania nieba, a za nią
Inny taki sam, lecz jeszcze czarniejszy
Za nim ściana z poszeptu i dymu
Pod nim kraj z odblasków i ogniów.
Pomroka zagadkowa i święta
Na urwisku nad morzem, w trawie i kwiatach
Para ludzi leży
Gwiazdy płyną w ich otworzonych oczach
Słuchają, jak szepczą fali
Jak mgła na trawie pozostawia ślady
Wkrótce ptaki nocne zamilkną
I słońce wzejdzie z wody
Stworzyły niewielkie dwie fali
Te, czyje ciała świeciły się pod wodą
Ich ciepły cichy śmiech dosięgł księżyca
Ich nogi poruszyli przybój.
Ich podcięło słodkie znużenie
Leżą w trawie bez snu i bez ruchów
A ciemność huczy od robactw
Jak budki wszystkich wysokich napięć.
Pomroka zagadkowa i święta
Na urwisku nad morzem, w trawie i kwiatach
Para ludzi leży.
Gwiazdy płyną w ich otworzonych oczach
Słuchają, jak szepczą fali
Jak mgła na trawie pozostawia ślady.
Wkrótce ptaki nocne zamilkną
I słońce wzejdzie z wody
Przebaczy mi wieczność każdy błąd
Jest szczęścia po trochę na wszystkich ludzi
I w myślach zawsze wrócić można
Na naszą wyspę, co leci w próżni
W nasz dziwny świat z szeptów i odblasków
Ląd, co dryfuje w przestrzeni
I jak tam okazać się, jak przeniknąć
Nikt nie wie oprócz nas dwóch.
Pomroka zagadkowa i święta
Na urwisku nad morzem, w trawie i kwiatach
Para ludzi leży.
Gwiazdy płyną w ich otworzonych oczach
Słuchają, jak szepczą fali
Jak mgła na trawie pozostawia ślady.
Wkrótce ptaki nocne zamilkną
I słońce wzejdzie z wody