Pewnego dnia nagle
księżyc zmęczył się
oglądaniem świata z daleka.
Złapał kometę,
zakrył sobie twarz
i wyruszył w głębiny nieba.
I zaskoczyło go to,
że biała przestrzeń
to nie był śnieg.
Były tam tylko kamienie
i poranił sobie stopy;
uciekł, popłakując ukradkiem.
Nie da się stanąć naprzeciw świata
na bosaka;
pozostało mu obserwować go z daleka.
I już nie zaskakuje go to,
że biała przestrzeń
to nie jest śnieg.