Pewnego pięknego dnia, a może nocy,
zasnęłam nad brzegiem morza,
gdy nagle niebo wypełnia światłość
i czarny ptak pojawia się znikąd.
Powoli, łopocząc skrzydłami,
powoli zataczał koła.
W pobliżu mnie łopot się skończył
i ptak się zatrzymał, jakby spadł z nieba.
Miał oczy w kolorze rubinu
i pióra w kolorze nocy.
Na czole, wśród tysięcy delikatnych smug,
ptak – koronowany król – miał niebieski diament.
Dziobem dotknął mej twarzy,
a jego szyja spoczęła na mej ręce.
To wtedy zrozumiałam kto –
duch z przeszłości – chciał wrócić ze mną.
Miły ptaku, zabierz mnie ze sobą do kraju
z dawnych czasów, bądź mym przyjacielem.
Jak kiedyś, w jasnych dziecięcych snach,
drżąc, będziemy zbierać mnóstwo gwiazd.
Jak kiedyś, w jasnych dziecięcych snach;
jak kiedyś, ponad białą chmurą,
jak kiedyś, ty i ja rozpalimy słońce,
a na wyspę wspomnień zrzucimy deszcz...
Czarny ptak zwrócił oczy ku słońcu
i nagle poderwał się do lotu w kierunku nieba.
Pewnego pięknego dnia, a może nocy,
zasnęłam nad brzegiem morza,
gdy nagle niebo wypełnia światłość
i czarny ptak pojawia się znikąd.
Powoli, łopocząc skrzydłami,
powoli zataczał koła.
W pobliżu mnie łopot się skończył
i ptak się zatrzymał, jakby spadł z nieba.