Miłość nie istnieje; to stereotyp sytuacji
między dwojgiem ludzi słabych w obwąchiwaniu się jak zwierzęta,
aż mur ze słów, który wznieśli,
będzie stał między nimi potąd, aż zniszczy wszystko.
Miłość nie istnieje; to nieodparty efekt
moralistycznych doktryn na temat ludzkich pragnień.
Jest najwygodniejszym panaceum na lęk,
że nie będziemy w stanie żyć samotnie.
Miłość nie ma domu, nie ma ziemskiej orbity,
nie reaguje na najoczywistsze mechanizmy między siłami;
jest spółką akcjonariuszy w konflikcie interesów.
Miłość nie istnieje…
Lecz istniejemy ja i ty
i nasz bunt przeciw statystyce;
objęcia, które chronią nas przed wiatrem,
wrażenie walki z czasem.
Nie ma we mnie religijnej akceptacji końca;
moglibyśmy znaleźć inne synonimy dobra.
Miłość nie istnieje; istniejemy ja i ty.
A jeśli miłość istnieje, to jest ową koncepcją przywiązania,
którą człowiek moich czasów nabywa dzięki wielu obserwacjom;
nie ma co kalkulować i powoli zadowalać się
życiem ręka w rękę.
Miłość nie istnieje; to zatkanie umysłu
złymi i nieprzekonującymi odpowiedziami na pytania:
„Chcesz poślubić tę wolną istotę,
dopóki Bóg tak zdecyduje czy tylko dotąd, dokąd przetrwa”?
Lecz istniejemy ja i ty
i nasz bunt przeciw statystyce;
objęcia, które chronią nas przed wiatrem,
wrażenie walki z czasem.
I nie ma literatury, która umiałaby to opowiedzieć,
a same cyfry nie potrafią tego wytłumaczyć.
Miłość nie istnieje; istniejemy ja i ty.
Nie ma we mnie religijnej akceptacji końca;
moglibyśmy znaleźć inne synonimy dobra.
Miłość nie istnieje…