Wieczór nie pachnie rakami i małżami
Księżyc jest bladą cynamonową plamą
Bierzesz buty do spacerowania przez sny
Ulica kocha rytm twoich kroków
Wiatr przeciska się przez nieznane słowa
Asfalt pieści się twoimi obcasami
Zbyt miękki, by mógł się sprzeciwić
Ten wieczór pełen jest twoich śladów
Kiedy idziesz, nie zatrzymujesz się
i ziemi nie dotykasz
a mnie nie zauważasz
I na próżno się starasz,
by minęło moje pożądanie
Wciąż drżę od twojego spojrzenia
I z pewnych starych powodów
nie mogę się uspokoić