Miejscami w krainach
Śladami w obcych twarzach
W podświadomości strachem
Jestem
Ciepłem w pierzynach*
Ostrymi odłamkami pod poduszkami
Już nie samobójcą
Tylko człowiekiem
Bez imion
Gdy mi przebaczasz
Ruchem dłoni przebudzasz dzień
Ale nie jesteś bliżej
Tylko przypominasz
Kim jestem
Świetlikiem zimowych poranków
Wiatrem z dwóch stron światowych
Bezbarwną taflą wód
Człowiek w moim ciele jest sam
Wkrada się pod powieki tam
Gdzie bez brzegów cieknę i znikam
Niczyją istotą w ciemnościach
Niczyj ton w echach
Wystaje z wodorostów
Twój cień
Pióro wzbija kurz
Z rtęci czytam ci w snach
Kiedy wargi przyciszą głos
Ci zdradzę
Jestem
Świetlikiem zimowych poranków
Wiatrem z dwóch stron światowych
Bezbarwną taflą wód
Człowiek w moim ciele jest sam
Wkrada się pod powieki tam
Gdzie bez brzegów cieknę i znikam
Z nienarodzonych kwiatów stokrotek
Z dwóch różnych światów, z cer konkubin
Zawiła droga do celu
Z olśnieniem i z chęcią zostać tym
Co od dawna tu jest, czego sama nie widzę
Nie chcę przestać, póki żyjemy
Sen
Świetlikiem zimowych poranków
Wiatrem z dwóch stron światowych
Bezbarwną taflą wód
Człowiek w moim ciele jest sam
Wkrada się pod powieki tam
Gdzie bez brzegów cieknę i znikam