Gdy ma się po dwadzieścia lat,
Pod wspólnym dachem składa świat,
Boryka z biedą, chce żyć godnie...
A myśmy dziećmi byli wciąż,
I wszyscy w krąg jak jeden mąż:
”Popatrzcie, jakże są podobni!”
W dłoń mi wsuwałaś swoją dłoń,
To była taka nasza broń
Na dolę złą i życia szarość.
Co tam trudności? Byłaś zuch!
Ani ci wadził pusty brzuch,
Starczało, żeśmy byli parą.
Trwał długo bój o pełny trzos,
Aż się odmienił w końcu los,
Lecz z twej beztroski nic już nie ma,
Dziś bierzesz się za rzeczy sto,
Już cię nie śmieszy byle co
I za młodością łzy wylewasz.
Przed lustrem spędzasz dzień za dniem,
A to makijaż, a to krem,
Chcesz precz odpędzić bliską starość.
Mnie brak tych chwil, gdy – wiarę dasz? –
By ci rozjaśnił uśmiech twarz,
Starczało, żeśmy byli parą.
Lecz choćbym, skarbie mój, się wściekł,
Nie stanie przecież godzin bieg,
Co upływają i co gasną.
Tak już, niestety, musi być,
Wiesz o tym dobrze, życia nić
Masz własną, jak i ja mam własną.
Nie żyw urazy, nie czyń wbrew
Losowi, jaki dzisiaj siew,
Taki plon uczuć choćby za rok,
Jak za najlepszych lat się śmiej,
Bo wczoraj – to w pamięci miej –
Starczało, żeśmy byli parą.
Ja ciągle jestem taki sam,
Wciąż tylko ciebie w sercu mam,
Wciąż mnie urzekasz nieskończenie,
Ach, gdybyż dzień ten wrócić mógł
Gdy rzekłaś „tak”, a świadkiem Bóg,
I popłynęły łez strumienie.
Maj dawno minął, sierpień pierzchł,
Lecz ma swój urok wrzesień też,
To musisz zmierzyć własną miarą.
Nie pomstuj na okrutny czas,
Dwudziestoletnich wspomnij nas,
Starczało, żeśmy byli parą.