Daremnie w noc wbijamy błysk oślepłych żrenic
I z oczu zdrapujemy cwałującą czerwień-
Bije w nas rozpalony grad czarnych kamieni,
A ziemia pod stopami drży jak sploty nerwów.
Na gorącym kraterze wiatr zdziera nam włosy.
Ktoś ukryty w ciemnościach wciąż woła- do broni!
Nie wiemy, gdzie uderzyć, gdzie skryć się przed ciosem,
Przed jakim gniewem, jaką tarczą się zasłonić.
Kołujemy, trzepoczemy nad ogniem, jak ćmy-obłąkani,
Opętani przez lęk i grozę wilcze ślepia ciskamy z matni:
Tylko głuche, milczące niebo ponad nami
I wicher rąk wzniesionych w górze- krzyk ostatni.
Nic nas tu nie ocali, nic tu się nie zmieni;
Żywioły idą dołem, a milczenie- wyzej,
Więc upadamy czołem na twarde kamienie
Przed posągiem człowieka walącego krzyże.