Raz już cię niemal miały
I już znowu by cię chciały
Grzeszne ciała, skrzydła motyle
Krew ścieka po róży
Coś na ścianę wieszał
Przeciąg porwał i nie dało się z życiem
Porwane skrzydła motyle
Omiń buty, które po woni depczą
Gniecą wiersze pisane przez Zappę
Za tylko kromkę niemalże złotą
Sprzedają cię do okien wystawowych
Okien wystawowych
I każdy oddzielnie do własnej kieszeni
Jeepem sobie pędzi
Raz już cię niemal miały
Za duszę cię potrzymały
Grzeszne ciała, skrzydła motyle
Powróć skałą, którąś z drogi zszedł
Pokręć kamieniem, gdzieś wszedł
Rozwiń słońcu skrzydła motyle
Omiń buty, które po woni depczą
Słodkie wiersze pisane przez Zappę
Za tylko kromkę niemalże złotą
Sprzedają cię do okien wystawowych
Okien wystawowych
I każdy oddzielnie do własnej kieszeni
Jeepem sobie pędzi
Aż wyrośnie drzewo
Aż uderzy w nie blask i grzmot
Noc się wali
Aż wyrośnie drzewo
I uderzy w nie blask i grzmot
Narówna, rozdzieli, podzieli
Poskładasz wtorek do kawałków niedziel i pójdziesz dalej
Przypomnij sobie świat
Kiedy dla kawałka ciała
Cudaś nie widziała
Nie miałaś skrzydeł motylich
Solo głos i instrument
W wąwozie pod skałą objawienie
Dolina rozszczerzona napięciem, otworzona połączeniem
Jelenie obciążone wabieniem
Rzucają się bezmyślnie do głębi ziemi