Już jest Boże Narodzenie, czas płynie szybko:
pęd jadącego prędko pociągu
na szybach i w żyrandolach zapalonych w pokojach wspomnień;
przybrałam nową twarz,
pasującą do galowej sukni
i pogrzebałam śmiałe pragnienie, by mieć ciebie przy sobie.
W lustrze jest inna kobieta,
w której spojrzeniu nie ma strachu.
Jakże cenna jest twa nieobecność
podczas tych błogosławionych świąt!
Na wschodzie budzi się dzień, wkrótce tu będzie…
Popatrz na świt, który uczy nas, jak się uśmiechać,
niemal zdaje się zapraszać nas do odrodzenia.
Wszystko się zaczyna,
starzeje,
zmienia
formę;
miłość przybiera całkiem inny kształt,
nastrój marzenia z czasem ulega zapomnieniu.
Już jest Boże Narodzenie, czas płynie szybko.
Wszyscy przy stygnących potrawach:
mój ojciec ze sztuczną brodą
i w czerwonym kapeluszu na głowie,
a życie wdziera się gwałtownie, gorączkowo szukając perspektyw.
Widzę już oczy mojego syna
i jego zabawki rozrzucone po domu.
Na wschodzie budzi się dzień,
noc składa broń i swą ciemność.
Popatrz na świt, który uczy nas, jak się uśmiechać,
niemal zdaje się zapraszać nas do odrodzenia.
Wszystko się zaczyna,
starzeje,
zmienia formę;
miłość przybiera całkiem inny kształt,
nawet najdotkliwszy ból daje się ujarzmić.
Wszystko się zaczyna,
starzeje,
zmienia
formę;
miłość przybiera całkiem inny kształt.
Zamykając się o zachodzie słońca, kwiat się regeneruje.