Zmarzła miłość błąkała się po pustych
Zimnych ulicach w swojej sierocej sukni
Stała przy ścianie z wyciągniętą ręką
Prosiła to, czego nikt nie potrafił by dać jej...
Wszystkie góry i wszystkie oceany, wszystkie gwiazdy i tęcze
W smutku i w radości zawsze być we dwóch
I umrzeć w jednym dniu, wziąwszy się za ręce
Nie pożałowawszy ani na mgnienie ni o czym.
Migotały latarnie, leciały w dal auta
Ścierały się kontury i rozmywały się znaki...
Miłość ciekła bezszumnie bezdennym błękitem
Z oczu bezdomnego chorego psa.
Będziemy z tobą mieć wszystkie oceany, wszystkie gwiazdy i tęcze.
W smutku i w radości będziemy wiecznie we dwóch.
I umrzemy w jednym dniu, wziąwszy się za ręce
Nie pożałowawszy ani na mgnienie ni o czym.
Nieśmiertelna miłość wisiała na krzyżu
Spalały się w niebiosach przypadkowe komety.
Wpatrywaliśmy się długo do rubinowych kropli
I powiedziałeś mi: „Czyżby ty wierzysz w to”?
Tak, wszystkie góry, wszystkie oceany, wszystkie gwiazdy i tęcze.
W smutku i w radości będziemy wiecznie we dwóch.
I umrzemy w jednym dniu, wziąwszy się za ręce
Nie pożałowawszy ani na mgnienie ni o czym.
Szaleńcze sploty ekstaz i agonij
Śpiewające organy i świece woskowe
I płatki, i taśmy, i gwoździ przez dłonie -
Najpewniej wszystko to jest euforia.
Wszystkie góry i wszystkie oceany, wszystkie gwiazdy i tęcze
W smutku i w radości zawsze być we dwóch
I umrzeć w jednym dniu, wziąwszy się za ręce
Nie pożałowawszy ani na mgnienie ni o czym.