Trawa wokół mego domu…
jadłem pospiesznie, a potem
wybiegałem.
Ile było emocji
w kopnięciu piłki!
A ty mówiłaś cicho:
„Kocham cię, kochanie moje”.
Śnieg rozpuszcza się w słońcu,
na trawie czekały
nasze książki;
podczas gdy ja
uczyłem cię miłości,
jak nierozkwitły kwiat
skończyła się twa pieśń.
Któż to wie, kiedy przyjdzie
kolejna wiosna…
Dlatego biorę z życia
to, co mi daje.
Pokochać jeszcze raz:
oto, co zrobię!
Wyobrażę sobie, że to wciąż
trawa wokół mego domu.
Ile było emocji
w kopnięciu piłki!
A ty mówiłaś cicho:
„Kocham cię, kochanie moje”.
Ale życie już takie jest:
wydaje się być dziwną grą
ekwilibrysty.
Wciąż trzeba piąć się w górę,
aż pewnego ranka
budzisz się z pragnieniem,
by znów stać się dzieckiem.
Któż to wie, kiedy przyjdzie
kolejna wiosna…
Dlatego biorę z życia
to, co mi daje.
Pokochać jeszcze raz:
oto, co zrobię!
Wyobrażę sobie, że to wciąż
trawa wokół mego domu.
Pokochać jeszcze raz:
oto, co zrobię!
Wyobrażę sobie, że to wciąż
trawa wokół mego domu.