Jak dzieci wtulone w ramiona
tego statku, który nie umie wyruszyć,
przeszywamy morze przenikliwym spojrzeniem;
największą kotwicę mamy tutaj.
Jak dzieci wyprowadzone na spacer
przez poszarpane wszystkowiedzące fale
ku horyzontowi, ze słońcem u szyi
wciąż się huśtamy, lecz nie upadamy nigdy.
Wczorajsza fala niesie dzisiejszą falę,
oko starca było okiem młodzieńca.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
ku tej Ameryce z gorączkowych snów,
z twarzą jak dwie strony monety
i z walizką, w której nie ma nic.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
jak odpryski szkła z roztrzaskanej szklanki,
ku nowemu życiu tam, gdzie kończy się morze,
podczas gdy stare wciąż wali nas w plecy.
I wyruszyliśmy.
Jak synowie pozdrawiani dłonią
przez tych, którzy już nie mogą ich zobaczyć;
białe chusteczki, które nie umieją fruwać,
nie podążą za nami i pozostaną tutaj.
Jak synowie skopani po tyłku
nowymi butami, które nosi strach.
A oczy pieką bezgłośnie;
to nie tylko wiatr, to nie tylko sól.
Wczorajsza fala niesie dzisiejszą falę,
oko starca było okiem młodzieńca.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
ku tej Ameryce, która wszystkich zjada.
Będzie wieżowiec albo rewolwer,
jeśli szczęście się do mnie uśmiechnie1.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
jak plwocina pod wiatr.
Jeśli mi się powiedzie, zmienię swe życie;
jeśli nie utonę, to już będzie coś.
I wyruszyliśmy.
Jak synowie złapani w locie
przez tę statuę2, która zakrywa niebo.
Ma surową twarz i dziwnie patrzy;
czy spodobamy się Wolności?
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
ku tej Ameryce z gorączkowych snów,
z twarzą jak dwie strony monety
i z walizką, w której nie ma nic.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
jak odpryski szkła z roztrzaskanej szklanki,
ku nowemu życiu tam, gdzie kończy się morze,
podczas gdy stare wciąż wali nas w plecy.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
ku tej Ameryce, która wszystkich zjada.
Będzie wieżowiec albo rewolwer,
jeśli szczęście się do mnie uśmiechnie.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
jak plwocina pod wiatr.
Jeśli mi się uda, zmienię swe życie;
jeśli nie utonę, to już będzie coś.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy, (Mamusiu, daj mi sto lirów)
ku tej Ameryce, która wszystkich zjada. (bo chcę wyjechać do Ameryki)
Będzie wieżowiec albo rewolwer, (Dam ci sto lirów)
jeśli szczęście się do mnie uśmiechnie. (ale o Ameryce nie ma mowy)
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy, (Mamusiu, daj mi sto lirów)
jak plwocina pod wiatr. (bo chcę wyjechać do Ameryki)
Jeśli mi się uda, zmienię swe życie, (Dam ci sto lirów)
jeśli nie utonę, to już będzie coś. (ale o Ameryce nie ma mowy)3
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
ku tej Ameryce z gorączkowych snów,
z twarzą jak dwie strony monety
i z walizką, w której nie ma nic.
I wyruszyliśmy, i wyruszyliśmy,
jak odpryski szkła z roztrzaskanej szklanki,
ku nowemu życiu tam, gdzie kończy się morze,
podczas gdy stare wciąż wali nas w plecy.
1. dosł. "...mnie pocałuje"2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Statua_Wolności3. Fragmenty wyróżnione kursywą są cytatami z piosenki ludowej: "Mamma mia, dammi cento lire"; https://lyricstranslate.com/en/italian-folk-mamma-mia-dammi-cento-lire-l...