Stygną zapomniane studnie,
Wyblakł wrzos na przestrzeni mil,
I patrzę ja, jak krąży słońce
Po zimnym nieboskłonie,
Tracąc ostatki ciepła.
Barwy nocy granitowe zbocza,
Barwy krwi sucha ziemia,
I bursztynowe ślepia smoka
Odbija kawałek kryształu -
Ja strzegę tego skarbu.
Przeklinam zaklęte złoto,
Za zwodniczy odblask ciepła,
Wspominam tą, która kiedyś,
Która kiedyś miała skrzydła -
Ona dawno umarła.
A za górami, za morzami, daleko,
Gdzie ludzie nie widzą, a bogowie nie wierzą.
Tam ten ostatni z mojego plemienia z lekkością
Rozwinie skrzydła - żelazne pióra,
I narysowany łuskami wzór
Rozniesie szarugę wzbudzając pasję,
Wzlatując w chmury na przekór losowi,
Bezmiernie groźny, obłędnie piękny.
I to największa na świecie magia,
Triumfuje słońce na ostrzu rękojeści,
I to wszystko, i więcej nie ma już nic -
Jest tylko niebo, wieczne niebo.
A bohaterowie biesiadują pod osłoną
Królewskich dębowych komnat,
Chełpią się za chmielowym kuflem,
Że zdobędą tajemniczy skarb,
Nie później niż do Narodzin...