Słodkie oddanie na skraju nabrzeża,
Ty chyba pamiętasz nasze harce i gonitwy,
I gdzie w mrok portowych ładunków wziąłem cię pewnego razu,
I gdzie wszystkie numery zliczaliśmy - aż po linię wodną.
Jakieś kręte schody grożące upadkiem,
Francuskie pocałunki w ciemnych zakątkach,
Syrena mgielna - dęła chłodno i dziko,
A policjant latarką oświetlił me ramiona.
Przybrzeżny statek czasem podpływał, cicho prując noc,
Spod moich ramion widziałaś tylko światła pilota.
W kieszeniach naszych forsy brak, a dżinsy postrzępione,
Twoje ręce chłodne są za to usta - gorącem tchną.
Ona stale widzi go na molo, tam gdzie zwykle zachodzili,
Ona czuje go wciąż w miejscach, gdzie się kręcą morskie wilki.
Gdy tak chodzi wciąż nad rzeką i wzdłuż torów,
To wciąż słyszy, jak on szepcze:
Chodźmy w dół tuż nad wodny trakt (chodźmy tam).