Powstań, duszo uśpiona,
obudź się i rozum porusz
rozmyślając,
jak szybko życie kona,
jak śmierć ostrzy kosę swą
nie czekając;
jak wartko mija, co miłe,
jak gdy się wspomni na to,
serce boli;
jak nasza myśl zawiła
dawno minione lata
woli.
Nasze życie to jest rzeka,
która w morze wpada,
a śmierć onym morzem:
tam kres wszego człeka,
tam żywot upada
gasnąc w pokorze;
tam rzeki potężne płyną,
te mniejsze
i całkiem małe,
a gdy dopłyną,
na nic bogactwa niegdysiejsze
i ręce zdałe.
Ten świat to trudna droga
do innego, do przybytku
szczęśliwości,
lecz trzeba iść nią w imię Boga,
by dojść nie błądząc
do światłości.
Wyruszamy, gdy się rodzimy,
wędrujemy w czas żywota
i przybywamy,
gdy stąd schodzimy,
a śmierć gdy otworzy wrota,
spoczywamy.
Wsze słodycze i rozkosze
znojnego tego żywota,
w którym trwamy,
wiodą nas wszystkich po trosze
w pułapkę, przed śmierci wrota:
tam wpadamy.
Nie bacząc na szkodę własną,
jak koń, co poniósł, przed się pędzimy
bez wytchnienia.
Za późno, gdy całkiem jasno
błądzenie nasze widzimy
coś odmienić.
Owi potężni, wielcy królowie,
o których księgi stare
podają,
naprzód szczęśliwi, możni panowie,
lecz potem losy ich smutne, szare,
litość wzbudzają;
nie ma nic, wierę, tu niezłomnego,
bo nawet takich cesarzów godnych,
księży, papieży,
śmierć wszytki bierze, co do jednego,
iście jednako jak biednych, głodnych
bydła pasterzy.
Ten mąż, schronienie dobrych,
cnót okaz, tak przez ludzi
ukochany
don Rodrigo Manrique, rotmistrz,
co podziw męstwem budził
niezachwianym;
o jego wielkich czynach sławetnych
nie muszę mówić ni ich chwalić:
wzruszyły góry,
wszyscy widzieli tę ich świetność,
przeto nie będziem ich wysławiali
po raz wtóry.
Po niebezpieczeństwach onych,
w których narażał na zgubę
swoje życie,
po wiernej służbie spełnionej
dla korony swego króla
należycie,
tylu czynach bohaterskich,
wszak policzyć ich nie sposób
ani zmierzyć,
w Ocañii, małym miasteczku,
śmierć machając swoją kosą
w drzwi uderzy,
wołając: „Dobry rycerzu!
Porzuć ten świat, jego marności,
chwały słodycze:
w twym sercu mocnym pod puklerzem
niechaj i teraz hart zagości,
w dobie goryczy;
a skoro tak ważyłeś lekce
życie i zdrowie swoje
za sławą dybiąc,
niechże twa cnota ofiarnie jeszcze
zniesie ostatnie boje!
To ja cię wzywam.
Gdy tako właśnie rozumował
mając wsze zmysły ludzkie
w przytomności,
żonę przy boku,
siostry, braci, dzieci i sługi
w ich wierności,
dusza ku Panu uleciała.
Niechaj go Bóg umieści
w swojej chwale;
a chociaż życie już skonało,
pamięć o don Roderyku nas pociesza
i trwa w nas stale.