By dać ci czas na ucieczkę,
by ich zatrzymać, użyłam swej pięknej spódnicy,
jedynej, jaką miałam w czasie wojny.
By dać ci czas na dotarcie do granicy,
ta spódniczka się podniosła,
choć nie było wiatru.
Robili niewyobrażalne rzeczy,
nawet nie zdejmując butów;
byłam przerażona, ale mówiłam sobie „wytrzymaj”.
Patrzałam na ścianę, o którą oparli karabiny;
w stodole było tak wielu żołnierzy
i wstyd mi było patrzeć na dzwonnicę.
Ty nazwij to kochaniem,
choć nigdy się o tym nie dowiedziałeś.
Ty nazwij to kochaniem,
choć nigdy cię więcej nie zobaczyłam.
Nazwij to kochaniem, nazwij to kochaniem.
Nazwij to kochaniem lub nijak nie nazywaj.
Trudno było poruszać się po wiosce:
potępiano mnie nie mówiąc tego;
nocami ktoś przychodził tam, do stodoły.
Nauczyłam się być jak kamień,
znosić wszystko, co robili,
obracać się bez skargi.
Robili niewyobrażalne rzeczy
z uśmiechem jak cięcie noża,
a ja nie mogłam wytłumaczyć moich racji.
I nieważne, że obcięli mi włosy,
nieważne, że mnie poniżali,
że ten dom już nie może być mój.
Wylałam na to siano mnóstwo łez,
ale słyszałam, że masz się dobrze
w tym obcym kraju.
Ty nazwij to kochaniem,
choć oni nigdy tego nie zrozumieli.
Proszę, nazwij to kochaniem,
choć ja nigdy tak nie mówiłam.
Nazwij to kochaniem, nazwij to kochaniem.
Nazwij mnie kochaniem.