Czy cnoty swymi winy moje zmaże?
Czy mam ją nazwać dobrą, choć niemiła?
Czy czysty ogień dymem się okaże?
Czy chwalić liście, gdzie owocu nie ma?
Nie, nie, gdzie jeno cień miast rzeczy stanie
Poniesiesz szkodę błądząc po omacku
Bo miłość zimna – jak słowa na piasku
Albo na wodzie banieczek igranie.
Czyś zatem gotów ponieść stratę
Nie mogąc liczyć na zapłatę?
Wszak gdy się stanie po jej woli,
Owocu tobie nie dozwoli.
Czy takem niski, że niegodzien tego,
By chcieć radości, których mi wciąż wzbrania?
Niemniejsza od nich ma żądza kochania
Jeśli zaprzeczy - tedy cóż pewnego?
Jeśli się skryje za rozsądku woal?
- Toż on miłości pragnie sprawiedliwej!
Przyznaj najdroższa - już mnie uszczęśliwisz
Lub raczej umrę, gdy taka twa wola.
Po tysiąc razy umrzeć milej
Niżeli w takiej żyć udręce
Ale pamiętaj: to ja byłem
Tym, co dla ciebie umarł chętnie.