Pewien bas- belcanta ekskról -
poczuł raz frustrację i ból,
że już dziś, co za wstyd,
nie zachwyca się nim nikt.
Lecz ten bas, niech każdy to wie,
mówić "pas" nie myślał, o nie!
Walczyć jął niby lew,
by świat wielbił jego śpiew. Tim,ta-bu-tim...
Ludzie, co nie odróżniali
La Palomy od La Scali
przerażeni przystawali.
Słuchając jak bas(pa-ti-ta)
co dzień, raz po raz
belcanto doskonali. Tim-dap,tabu...
Mijał czas w czekaniu na cud
a nasz bas mizerniał i chudł.
Ale wciąż, co za wstyd,
nie zachwycał się nim nikt.
Aż się raz odmienił spraw bieg,
z nieba zszedł Puccini i rzekł:
po coż cię trafia szlag?
spróbuj, basie, śpiewać tak: Taj-tabu-taj...
Ludzie, co nie odróżniali,
La Palomy od La Scali,
zachwyceni przystawali,
a potem hop - siup (pa-ti-ta)
stworzyli fan - club
i piano w nim śpiewali: Taj-dip,tabu...
Jako morał, co dzień rano
powtórz sobie prawdę znaną,
ale rzadko stosowaną:
nie zawsze twój bas (pa-ti-ta)
dociera do mas,
czasami trzeba piano: Taj-dip,tabu...