Jestem zabójcą o języku wykutym z elokwencji.
Jestem zabójcą, nasłaną na ciebie Boginią Zemsty.
Na ofiarnym ołtarzu sukcesu, mój przyjacielu,
pozbawiam pocałunków nieznajomego, mój przyjacielu.
Bez zaklinania wyrzutów sumienia, mój przyjacielu,
obnażam ostrze ukryte w mym głosie, mój przyjacielu,
mój przyjacielu, mój przyjacielu, mój przyjacielu.
Jestem zabójcą,
który ozdabia twój szal szubienicznym węzłem,
który ukrywał emocje spoglądając w okopy wroga,
który poprzecinał węzły w drzewie genealogicznym,
który zahipnotyzował winę w transie galopującego rytmu.
Zabijam, zabijam, zabijam, zabijam!
Posłuchaj tnącego ostrza, poczuj je!
Posłuchaj, jak sylaby mordu chłostają z wyrachowaną precyzją.
Szablonowe, zimne zdania gwałcą twe uszy i rozsiewają śmiertelne rany.
Przymiotniki unicestwienia
grzebią istotę sprawy bez możliwości odkupienia.
Jadowite czasowniki bezlitosnej szczerości
przywłaszczają sobie gorliwość mordercy.
Alfabet Apokalipsy zaklina
zasady zrównoważonej dykcji.
Mój przyjacielu, to ja - twój przyjaciel zabójca.
Mój przyjacielu, to ja - twój przyjaciel zabójca.
Przyjaciel w potrzebie, to przyjaciel, który krwawi.
Przyjaciel w potrzebie, to przyjaciel, który krwawi.
Niechaj gorzkie milczenie zatruje tę ranę.
Niechaj gorzkie milczenie zatruje tę ranę.
Jestem zabójcą, mój przyjacielu.
Jestem zabójcą, mój przyjacielu.
Jestem zabójcą, mój przyjacielu.
Byłeś sentymentalnym najemnikiem w strefie wolnego ognia
obnoszącym się hollywoodzkim sumieniem.
Byłeś modnym przeciwnikiem z fetyszem munduru,
płatnym psem Pawłowa z reakcją warunkową na sukces,
niezależnym obserwatorem na froncie.
Ja jestem seryjnym zabójcą,
a ty - dezerterem.
Więc sam poddałeś się niepowodzeniu, mój przyjacielu,
i zjawiłem się ja - przerażający nieznajomy, mój przyjacielu,
by zlikwidować twój problem, mój przyjacielu,
obnażając ostrze ukryte w mym głosie, w mym głosie,
w mym głosie, w mym głosie.
A nawiasem mówiąc, jak nazwiesz, mój przyjacielu, zabójców, którzy oskarżają innych zabójców?