A teraz pytasz: „Co się właściwie dzieje?” -
ty, która miałaś już to wszystko tak poukładane.
I symulujesz, ale myślę, że powoli już załapujesz:
żebyś nie wiem jak krzyczała, nie odpowiedzą ci...
potwory z twojego smutnego dzieciństwa,
grupa nauczycieli, którzy cię nie cierpieli.
Nie zwracaliśmy na nich uwagi, więc odeszli
i wśród milczenia „to” w nas rosło.
Ja też nie bardzo wiem, o co chodzi,
lecz podejrzewam, że to jest jakaś szansa.
A teraz zaczynasz rozumieć tych świrusów,
którzy z taksówki wystawili głowy, wołając:
„Przygotuj się, bo w końcu będziesz musiał
nauczyć się żyć i nie obwiniać
dżumy i cholery1,
taty i mamy i nazistowskich zbrodni”.
A co zrobimy, jeśli poszliśmy złą ścieżką,
a to stopniowo zatruje nam krew?
Spróbuj się uśmiechnąć do odbicia w lustrze,
bo teraz mamy jakąś szansę.
Wstaliśmy, rozwścieczeni hałasem,
przeklinając jakąś szaloną studencką imprezę,
gdy zobaczyliśmy promień światła, jakąś jasność,
wędrującą po prześcieradle, muskającą nogi.
Zauważyliśmy, że trzęsą się drzwi balkonowe;
nim otworzyłaś, sprawdziłaś wiązanie szlafroka.
Po ulicy, w ogromnej chmurze pyłu,
uciekały w zwierzęcym popłochu
piosenki, które nie uprzedzały, że kłamią,
podniosłe zdania, które już tylko śmieszyły
i zostawiły nam tę prawdę,
którą, chcesz czy nie chcesz, już na zawsze zapamiętasz:
możesz ją chwycić lub odpuścić,
ale teraz mamy jakąś szansę.
Mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę...
Cha, cha, cha! Ciekawe, co z nią zrobimy...
Mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę...
Cha, cha, cha! Ciekawe, co z nią zrobimy...
Mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę,
mamy jakąś szansę...
Cha, cha, cha! Ciekawe, co z nią zrobimy...
Mamy jakąś szansę
1. w oryginale: "ospy wietrznej i kokluszu"