Jestem inżynierem z setką rubli na miesiąc,
I więcej zarabiać nie będę.
Mam dwadzieścia pięć lat, i jak dotąd
Nie wiem, czego chcę.
I chyba brak wszelkich podstaw
By szczycić się swym losem,
Lecz gdybym miał wybierać znów siebie,
Znowu sobą bym został.
Dwadzieścia pięć lat a już dziesięć
Śpiewam, nie wiedząc o czym.
I tak mi trudno bać się tej,
Co stoi za ramieniem lewym;
I choć słowa moje są niejasne,
Mało jest w tym mojej winy;
Lecz co do tej, co za ramieniem,
Wobec niej równiśmy wszyscy.
Możliwe, że jutro wskazówki zegarów
Wstecz poruszać się zaczną,
I ten, którego z krzyża zdjęli z płaczem,
Znów będzie ukrzyżowany.
I czułe usta znowu zaczną
Szukać swego Chrystusa;
Lecz śpiewałem, com śpiewał, i w tym choć
Sumienie mam czyste.
Szczęśliwy jestem, że tak się wszystko złożyło,
Nawet z tego, co było nie tak.
Nawet z tego, że wiatr mam w głowie,
A w świątyni mojej bardak.
Po prostu hodować sad próbowałem
Tak, by widoku pięknego nie psuć;
I szef posterunku mnie zrozumie,
A beztroski rybak wybaczy.