Pezet:
Chcemy mieć: niemieckie fury, japońskie motocykle
Amerykańskie buty i zaliczyć tajską cipkę
Mamy: morza i góry, Bałtyk i Murzasichle
I robimy awantury pijąc wódkę i miód pitny
Ze słowiańskiej kultury w sobie mam słowiańską krew
Wcale jej nie czuję, ale budzi czasem dziwny zew
I gdy wypiję to robi się patetycznie, krzyczę kocham, czy zabiję
Przy czym szlocham albo wyję
Moja ekipa bez koszulek, na ulicach śnieg
Śpiewamy chórem ”Chryzantemy złociste”
Kultura i etyka – szybko jakoś znika, gdzieś
Choć każdy czuje, że dać w mordę za ojczyznę chce
Za tych, co na obczyźnie kielon w górę, zdrowie pij
Słowianin, Polak, pije, żyje, będzie w mordę bił
Gdy tryb biesiadny włącza się, poranek wita klin
Stado, gromadny styl nim wpadnie do nas sławny spleen
Ukradkiem flaszka drży tu z kolejnym brzaskiem
Co inteligentniejszy wie, że zrobiło się przaśnie
Literatura, wiedza i kultura w błoto znów
Nie lubię w sobie tego gbura, chcę mieć spokój już
DonGuralEsko:
Flow z Poznania, tu gdzie polańskie plemię
W furach amerykańskich, afrykańskie bębnienie
Czuć afgańskie palenie, jemy ormiańskie jedzenie
Świata mam szamańskie widzenie
Dziś polskie gadanie, stoi wojskiem na scenie
Czujesz swojskie dudnienie na japońskim systemie?
Preferuję starowiejskie leczenie
Po przez miejskie brzmienie czuć słowiańskie korzenie
Wiązkowy raggamuffin, niech poleje się Stolichnaya
Let’s get goofy - wszystkie bandy okoliczne znam
Zmieniam oblicza, gra
Pierwsi do picia i do bicia
Niegdyś nie uświadczysz ich na Woronicza, dziś
Gadka tajemnicza, jak byś golił Hitchcocka
Odpalam zapalniczką, blant
Walę w ryj, jak Kliczko, mam
Tą magiczną gadkę specyficzną, swoją publiczność
Z nią piję pod tą okoliczność
Pih:
To morduje na ulicach!
Całuję ziemię przodków
Tu po wrogach pozostał popiół
Za plecami czuję bezkres betonowych bloków
To duma tak w oczach błyszczy
Nie zostawiamy zwłok bliskich na polu bitwy
Może kimam głośno jak świnia, ale jestem swój człowiek
Mówię wprost, co mi leży na wątrobie
Jestem stąd, wiesz z czego te strony słyną
Nawet Meksyki w stanach wpierdalają nasz bigos
Rzadko nosimy zegarki, szczęście mamy częściej niż czasem
Gdy jest cisza, my tęsknimy za hałasem
Nieraz głową w ścianę, innym razem pestka
Wszystko zgodnie z prawem, niekoniecznie w tych kodeksach
Zmarszczki na twarzach, jak piętna wypalone na bydlętach
Nie chcesz z nami wypić wódki, niech cię broni boska ręka
Nie raz styrani, zalani w trupa, Bóg jest z nami
Poza tym zbyt wielcy by upaść z modlitwą na ustach
Idziemy ciemną drogą
Tylko nasze kobity tak grzeszą urodą
Lewactwo pluje jadem
Ciemnogród z lasu, my?
My, to pamięć najlepszych czasów!