Towarzyszą nam jakieś listy miłosne,
słowa, które z nami pozostają.
I nie odchodzimy,
lecz skrywamy ból,
który się wyślizguje; czujemy to później.
Mamy zbyt bujną wyobraźnię, a jeśli kłamiemy,
to jest to połowiczna prawda,
która wcześniej czy później się ziści.
Wiatr się zmienia, ale nie my,
a jeśli się nieco przeobrażamy,
to z chęci przypodobania się temu, który jest,
lub mógłby się pojawić, by z nami być.
Takie jesteśmy.
Trudno jest wyjaśnić
niektóre gorzkie dni, „daj sobie spokój”.
Tak czy owak, znajdziesz nas tutaj,
z naszymi nieprzespanymi nocami,
lecz nie będziemy zmęczone nawet wtedy,
gdy po raz kolejny powiemy ci „tak”.
Pospiesznie umykają niekończące się dni,
tak znajome nam chwile milczenia
i zostawiają ślad zdań z dziecięcych lat,
które powracają, ale któż ich wysłucha…
A z samochodów do nas płyną
komplementy playboyów,
lecz już ich nie słuchamy,
jeśli jest ktoś, kto ich już nie mówi.
Wiatr się zmienia, ale nie my,
a jeśli się nieco zagubimy,
to z chęci zrozumienia, kto
nie potrafi już z nami rozmawiać.